piątek, 15 stycznia 2016

fallen angels are the most beautiful in flight

"Bądź jak ptak, który, gdy siada na gałęzi zbyt kruchej, czuje, jak spada, lecz śpiewa dalej, bo wie, że ma skrzydła." ~ Vicor Marie Hugo


Czasem człowiek dochodzi do momentu swojego życia gdy mówi sobie, że jest świetnie i lepiej być nie może, nie mija dużo czasu popełnia mały, głupi błąd, źle stawia nogę i ze szczytu spada na sam dół. Odkopanie się z ruin swojego dawnego szczęścia może zająć wiele czasu, ale ucząc się na błędach stawiamy stabilniejszy budynek spełnienia. Więc myśląc realistycznie czasem lepiej spaść i zacząć drogę do wytrwalszego schronu radości, ale co nam po motylu bez skrzydeł, jakim drapieżnikiem jest orzeł bez nich, co to za ptak, który nie lata.
Każdy z nas jest czasem aniołem ze złamanym skrzydłem, ale złamania mają to do siebie, że się zrastają, nie zapominajmy spadając, że przed chwilą byliśmy szczęśliwi, jak to mówią musisz trochę pocierpieć, żeby uśmiech mógł wejść na twarz (nie mówią tak chyba, ale mogą zacząć).
I ja wielokrotnie burzę radość.
W wieku pięciu lat dostałam piękną lalkę Barbie od taty, miała długie, kręcone, blond włosy, nowoczesny makijaż i jako jedyna z mojego zbioru zginała ręce i nogi. Bawiłam się nią całymi dniami, dzieliłam się z nią obiadem, chodziłam na spacery i spałyśmy razem. Jednak głupota dzieci nie zna granic, kupiłam jej piękną sukienkę, której założenie umożliwiało tylko ściągnięcie głowy, niestety jako niedoświadczona w tych sprawach dziewczynka nie wiedziałam, że ta lalka nie posiada tej opcji, możecie się domyślić jak bardzo płakałam gdy moja ukochana przyjaciółka leżała obok mnie na ziemi bez głowy. Oczywiście rodzice kupili mi nową lalkę, ale do tej pory nigdzie nie widziałam lepszej od tamtej, teraz nie bawię się już ale lubię porozglądać się po działach z zabawkami. Od tamtej pory nie oderwałam głowy żadnej lalce, nawet tym z tą możliwością, nie chciałam żeby któraś podzieliła los tamtej.
Gdy miałam dziesięć lat, jak każde dziecko wychowane na podwórku, jeździłam bez przerwy na rowerze, w mieście wybudowali skate park, całą osiedlową paczką wybieraliśmy się tam w każdą sobotę, odległość nie pozwalała nam na częstsze wizyty. Park był wyposażony w dużą ilość ramp, jednak była taka z której zjeżdżały tylko najodważniejsze osoby. No a kim ja nie byłam żeby nie być najlepszą. Łatwo się domyślić że nie wyszłam cało z tej nierozważnej próby zainspirowania reszcie. Miałam na sobie najlepsze spodnie, a na drugi dzień miałam rocznice komunii. Mama nie była zadowolona z całej twarzy w krwi i zdartych kolan, a mina księdza gdy zobaczył mnie nazajutrz przed kościołem mówiła sama za siebie.
Piętnaście lat jest dla każdej dziewczyny wiekiem szkolnych miłości, i tym samym było dla mnie. Szkoła jak pewnie wiecie dzieli się na popularnych i tych mniej, na przystojnych i nie, na ładne i brzydkie. Nie należę do żadnej z nich, jestem po prostu neutralna, nie mogę narzekać na brak przyjaciół, ale są osoby bardziej lubiane - jedną z nich był chłopak moich marzeń, kochałam się w nim od podstawówki, był wszystkim czego chciałam. Od jakiegoś czasu zaczęliśmy przypadkowo rozmawiać ze sobą, nic specjalnego ale jednak serce biło mocniej. Szczęście nie trwało jednak długo, a skończyło się podczas jednego z długich weekendów. Wracałam z tatem z ogrodu, który jest trochę oddalony od miasta i od cywilizacji. W tamtym czasie budowaliśmy tam domek letniskowy, więc mój strój (stare, rozdarte trampki, podarte spodenki z XIX wieku, i luźna bluza taty, całość ozdobiona cementem) nie był przystosowany do zakupów w zawsze zaludnionej biedronce w centrum miasta. Jednak tacie nie przeszkadzało to i pod żadnym warunkiem nie uznawał moich negocjacji, że poczekam w aucie. Idąc do sklepu wiedziałam że spotkam kogoś ze szkoły, ale nigdy nie pomyślałam że spotkam akurat JEGO, speszona jego widokiem gwałtownie odwróciłam się przy czym uderzyłam w półkę z której spadło opakowanie mąki które całe wysypało się na mnie. W tamtym momencie chciałam się zapaść pod ziemie byle tylko, nie patrzył na mnie. Odbiegłam szybko i wpadłam na panią która akurat wąchała olej, nie mam pojęcia po co to robiła, bo kto normalny wącha olej, w każdym razie ona to robiła, kobieta wyrzuciła z rąk olej który wylał się na podłogę, co spowodowało mój upadek. Myślę że odcień buraka był podobny do odcieniu mojej twarzy w tamtym momencie. Pomyślicie że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach, ale jesteście w błędzie nie grałam w filmie to tylko moje pechowe życie. Tato widząc to wszystko płakał ze śmiechu, nagrywając wszystko i jak to rodzic zamiast pomóc wszystko pogarsza, wiedząc o mojej miłości zaczął pieszczotliwie się mną opiekować jakbym miała 2 latka. No i takim sposobem nigdy więcej nie spojrzałam w oczy owemu chłopakowi, co prawda teraz nasze drogi się rozeszły, on zmienił szkołę ale dalej gdy o nim myślę robię się purpurowa ze wstydu.
Te wszystkie jakże zabawne historie, nie tylko ubarwiły mój życiorys ale nauczyły mnie nie tylko tego, że nie powinno się odrywać głowy jeśli nie jest to możliwe bo możemy zepsuć ulubioną zabawkę, nie warto narażać życia dla kilku minut chwały czy też lepiej olać opinię innych niż zrobić jeszcze gorsze bagno ale nauczyły mnie również, że smutek kiedyś mija tak samo jak szczęście, nie ma człowieka który zawsze robi wszystko dobrze, ale ej urozmaiciłam swoje wspomnienia i kiedyś w dalekiej przyszłości spowoduję że być może moje wnuki będą się z tego śmiały.
Mam nadzieję, że nie tylko ja przysporzyłam sobie sama tyle pecha ale i jest ktoś jeszcze na tym świecie kto podziela mój los. Jeśli tak to z chęcią poczytam o tym w komentarzach i razem pośmiejemy się z siebie, śmiało odwagi, pamiętajcie że anonimowość dodaje sił. Do następnego :)

Melanie

czwartek, 14 stycznia 2016

a new beginning era of thoughts

Wie­dział o tym, że po wid­nokręgach sztu­ki prze­latują często me­teory nat­chnień słabych i niekor­wies­tych, które raz błysnąwszy nie wracją już nig­dy, że w am­bitnych szczególniej głowach by­wają mi­raże nat­chnień, a wytęrzo­na ku jed­ne­mu ce­lowi pra­ca spro­wadza cza­sem je­den ja­kiś wy­silo­ny i od­radzający się nie mogący owoc...


Myśli kłębią się w głowie jak niekończący się pejzaż białych chmur na niebie. Przeciętny mały człowiek nie jest w stanie poradzić sobie sam z nimi. Niektórzy dzielą się swoimi urojeniami z brulionem kartek, nazwanych współcześnie pamiętnikiem, ja postanowiłam zrobić odważniejszy krok i pokazać skrawek siebie Wam.
Jak mówią anonimowość nie tylko ośmiela dzikie instykty ale również działa jak eliksir odwagi, więc poznacie tu moje prawdziwe ja pod przykrywką "czarnego" imienia Melanie. To nie tak, że wstydzę się siebie, myślę że to za sprawą przykrych wspomnień nie chcę być kojarzona ze sobą. Mam zamiar otworzyć się przed wami i mam nadzieję, że przyjdziecie mi z pomocą ale również wy nie będziecie okazywać wstydu i sami podzielicie się maleńką częścią waszych myśli z moją skromną osobą. Mam nadzieję że razem storzymy świetną grupę wzajemnego wsparcia "Anonimowi przyjeciele arbuza".
Nie będzie tu regularnych notek o radach na życie, będziecie moim pamiętnikiem, który potrafi odpowiadać, pozwólcie mi zatem chociaż przez chwilę poczuć się jak Harry Potter piszący z Tom'em Riddlem. Połączmy się korzeniami i stwórzmy wielkie drzewo. Nie bójmy się okazać swoich lęków sobie wzajemnie, ja pomogę wam, wy pomóżcie mi, razem osiągniemy wszystko.
A więc do dzieła, zacznijmy zabawę!